Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Lubelskie drogi prymasa Wyszyńskiego

Czcigodny sługa Boży Stefan Wyszyński spędził w Lublinie i na Lubelszczyźnie w sumie 9 lat, a były to lata ważne dla jego życia i dla roli, jaką miał odegrać w Kościele w Polsce w II połowie XX wieku.

W diecezji lubelskiej czekało na bp. Stefana Wyszyńskiego niełatwe zadanie. Wojna pozostawiła spustoszenia materialne i moralne. Częściowo zniszczona katedra potrzebowała odbudowy. To samo można było powiedzieć o wielu innych kościołach. Nowy biskup podjął dzieło odbudowy kościelnych murów, ale także dzieło odtworzenia struktur duszpasterskich: Kurii Biskupiej, Wydziału Duszpasterskiego i Wydziału Szkolnego.

W ciągu niespełna trzech lat zwizytował 80 parafii, co stanowiło jedną trzecią diecezji. Protokoły z tych pasterskich odwiedzin są bezcennym materiałem historycznym oraz dowodem mądrości i spostrzegawczości autora. Szczególną troską otaczał młodzież, inteligencję i robotników. Wiele uwagi poświęcał Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu, Seminarium Duchownemu i Gimnazjum Biskupiemu.

Jego praca duszpasterska w Lublinie była w pewnym sensie poletkiem doświadczalnym dla jego późniejszych działań. Już wtedy ujawnił bogactwo swego ducha, wielkie zdolności organizacyjne i „umiejętność wszczepiania Ewangelii we wszystkie wymiary życia społecznego, mimo trudności i przeszkód stawianych na jego drodze przez władze komunistyczne.”

W Lublinie rozpoczęła się historia jego niemal codziennych zapisków. Pierwszy nosi datę 22 października 1948 roku. Wracając do Lublina dowiedział się w holu biskupiego domu, że „dziś zmarł Prymas Hlond”. Ta wiadomość była wstrząsem dla Wyszyńskiego, zasiała w sercu niepokój, wyrażony w słowach: „Runął mur oporowy. Kto teraz będzie antemurale – przedmurzem?”.

Sięgnijmy na koniec do ostatnich notatek sporządzonych w Lublinie. Ukazują one niektóre charakterystyczne cechy osobowości już wkrótce błogosławionego.

"18 stycznia 1949, środa

Zjazd Księży Dziekanów, od dawna wyznaczony na dzień dzisiejszy, miałem zamiar odwołać. Ale wydało mi się, że lepiej odważnie go zakończyć podsumowaniem wspólnej pracy tego niecałego trzylecia.
Żegnam księży dziekanów. Czynię mały rachunek sumienia. Proszę o wybaczenie moich błędów. Jeśli stali się polem doświadczalnym dla zdobycia doświadczeń dla późniejszej mojej pracy, niech wybaczą Duchowi Świętemu, który na to pozwolił.
Zdaję sobie sprawę, że gdybym dziś zaczynał rządzić diecezją, wielu błędów uniknąłbym. Niech pocieszy to, że właśnie za kilka dni mam zaczynać na nowo. Może istotnie Lublin jest felix culpa. Może prawdą jest to, co mi napisał jeden ksiądz warszawski, że w Lublinie śpiewają Te Deum, a w Warszawie Miserere. Nie każdy biskup jest w tym położeniu, że może zacząć od nowa. Po obiedzie odbyła się w seminarium akademia pożegnalna, w której wzięli udział księża dziekani, duchowieństwo Lublina i z KUL.

31 stycznia 1949, poniedziałek

Dziś rano samochód zabrał do Warszawy odrobinę moich rzeczy: są to książki i nieco odzieży, które przywiozłem z Włocławka. Widziałem, że śp. kard. Hlond pozostawił w Warszawie wszystko. I ja postanowiłem go naśladować. I dlatego zabroniłem pakować pamiątek, podarowanych mi albumów, obrazów, książek, nakryć, chociaż wszystkie nosiły moje inicjały. Byłem zdania, że są to dary dla „Biskupa Lubelskiego”, a już rzeczą przypadku jest, że ten biskup tym razem nazywał się „Stefan Wyszyński”. Może niektórym ofiarodawcom było przykro. Ale nic tu nie przywiozłem i nic nie chcę z sobą zabierać. Było mi niezwykle dobrze z tym postanowieniem.

O godz. 9.00 rano pożegnałem kaplicę, siostry, zacnego Janka, ks. prał. Stopniaka, wiernego kanclerza ks. Olecha i kilku kapłanów, którzy przyszli na chwilę odjazdu.

Raz jeszcze rzuciłem okiem na te ściany, wśród których czułem się tylko przechodniem. Przez okno wielkiego przedsionka dojrzałem otwarte drzwi kurii i kilku księży wchodzących do wnętrza. Za chwilę sobie pojadę, a życie pójdzie dalej. Człowiek myślał, że jest jeszcze potrzebny, a Pan Bóg przypomina, że Duch Święty rządzi Kościołem. Zaraz minę bramę rezydencji biskupiej, niepewien dalszych losów tego domu, ale Bóg już wszystko wie. Jak dziś na tym dziedzińcu, tak za ileś tam lat będzie w Gnieźnie czy w Warszawie. Dobra sposobność, by nie przeceniać siebie i by nie uważać, że bez nas Bóg sobie nie poradzi.

Uczucie pokory nadpływa – sługa nieużyteczny odchodzi. Przejazd przez miasto: rzut oka na fronton katedry, gdzie pozostało moje zawołanie – Soli Deo – na kartuszu nad oknem; spojrzenie poprzez Kapucyńską na umiłowany fronton kościoła jagiellońskiego Matki Boże Zwycięskiej; ciekawe spojrzenie w głąb dziedzińca KUL – i już jesteśmy poza miastem. Lublin pozostał – Bóg z nim”.

Kardynał Stefan Wyszyński pozostał związany z Lublinem i z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim przez cały czas swojej prymasowskiej posługi, podczas której musiał podjąć kolejne wielkie dziedzictwo, o wiele rozleglejsze i trudniejsze od poprzedniego. Postać wielkiego prymasa i męża stanu, który przeprowadził Kościół i naród przez noc komunizmu, mimo upływu 40 lat od jego śmierci, ciągle stanowi punkt odniesienia dla ważnych pytań i dyskusji o sprawach istotnych dla naszej teraźniejszości i przyszłości. Poznanie związków sługi Bożego z ziemią i diecezją lubelską pozwala lepiej zrozumieć jego postać i rolę, jaką odegrał w najnowszych dziejach Kościoła i ojczyzny.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy