O poruczniku Wyszyńskim, który w brawurowy sposób wyprowadza Niemców w pole i stułą opatruje przestrzelone nogi powstańców, opowiada Tadeusz Syka, współreżyser filmu „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”.
Marcin Jakimowicz: Porucznik Wyszyński. Nie znamy go od tej strony…
Tadeusz Syka: Nie znamy. Zdumiałem się, że wiele jego biografii rozpoczyna się tak naprawdę w 1946 roku… Non possumus, Śluby Jasnogórskie, aresztowanie, Prudnik, Komańcza, orędzie do biskupów niemieckich. Jasne, to punkty obowiązkowe. A wcześniej? Co robił w czasie wojny? Przecież jego biografia nie rozpoczyna się w chwili, gdy został biskupem lubelskim! Gdy przeczytałem, że był kapelanem Armii Krajowej, zaświeciły mi się oczy. Młody żołnierz z poświęceniem pełniący posługę kapelana szpitala powstańczego w Laskach pod Warszawą? To piętnaście kilometrów od mojego domu! Przecież to znakomity materiał na film! Zaintrygował mnie wątek „1939–1945”, zdanie prymasa, że „powstanie warszawskie było dla niego kuźnią charakteru”, „wykuło go”, jak wspominał w 1963 roku. Powstanie zastało go w Laskach. Wspierał żołnierzy walczących w kampinoskich oddziałach, pełnił funkcję kapelana AK okręgu wojskowego Żoliborz-Kampinos. Miał pseudonim Radwan III. Powiem ci szczerze, im bardziej w tym kopałem, drążyłem temat, tym bardziej byłem zaintrygowany i zafascynowany. Nie sposób zrozumieć prymasa Wyszyńskiego bez powstania warszawskiego.
I dlatego bracia Sykowie zaczęli kręcić film o Prymasie Tysiąclecia?
W naszym rodzinnym domu na honorowym miejscu wisi zdjęcie naszego taty z lat 60., nastoletniego ministranta z prymasem Wyszyńskim. Prymas jest otoczony grupą kilkudziesięciu chłopaków. Złapał wówczas pod pachę mojego tatę i powiedział: „Trzymaj się zawsze dobrych kapłanów”. Tata wziął sobie tę radę do serca. Im więcej czytaliśmy o prymasie, tym bardziej nas fascynował. Gdy wpadliśmy na pomysł filmu, nie wiedzieliśmy jeszcze, za co go nakręcimy, ale kurczowo chwyciliśmy się tej myśli. I udało się!
Porucznik Wyszyński przemyca broń, w czasie rewizji szpitala powstańczego wyprowadza Niemców w pole. Brzmi nieźle…
Sama prawda! A kto o tym wie? Udało się nam dotrzeć do Polonusów mieszkających za oceanem, którzy walczyli w jego oddziale. Prymas był doskonałym materiałem na agenta. Znał świetnie niemiecki (uczęszczał do seminarium we Włocławku). W filmie „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” pokazujemy sytuację, gdy hitlerowcy wpadają do szpitala w Laskach, a Wyszyński z zimną krwią, wiedząc, że za ścianą ukryci są powstańcy, zwodzi ich, wyprowadza w pole. Świadomie ich okłamał, zdawał sobie z tego sprawę. Podczas wojny musiał też dokonywać trudnych moralnie wyborów.
Jakich?
O tym opowie film. Nie chcę tego teraz zdradzać. Są momenty bardzo trudne, gdy na jego oczach mordowani są jego wychowankowie i przyjaciele, a on, rozdarty wewnętrznie, nie jest w stanie temu zapobiec. Dosłownie pęka mu serce…
To prawda, że własną stułą opatrywał przestrzelone nogi cywilów wycofujących się z płonącego Żoliborza?
To udokumentowane faktograficznie wydarzenie. Mało tego! Dotarliśmy do wiarygodnych świadectw, z których wynika, że w tłumie uciekającym z Żoliborza były kobiety w zaawansowanych ciążach, a porucznik Wyszyński, gdy nad Warszawą szalały messerschmitty, pomagał… odbierać porody. Kto go znał od tej strony? Sam wspomina to wydarzenie: „Biegałem od jednego szpitala do drugiego. W Laskach pod Izabelinem były szpitale powstańcze; była też izba dla kobiet, które przerażone, uciekając z płonącego Żoliborza, po drodze, w rowach, rodziły przedwcześnie swoje dzieci. Zbieraliśmy je po polach jak gruszki spadające z drzew…”. Nie chcieliśmy kręcić kolejnego dokumentu, ale film fabularny, prawdziwy dramat wojenny pokazujący to, co przeżywał, i przybliżający młodemu pokoleniu jego żywą, a nie pomnikową postać. To był nasz cel: ściągnąć go z pomnika i pokazać jako człowieka z krwi i kości. Mało tego – film chcemy dedykować kapłanom, aby czerpali wzór z Wyszyńskiego, przestali się bać „wyjścia z szeregu” i z jeszcze większą mocą się zaktywizowali.
Ci, którzy go znali, żartują, że własnoręcznie rozebrałby pomniki, które stawiano po śmierci prymasa na jego cześć. Jego cechą były pokora, skromność.
Tak jest! Mam nadzieję, że film nie jest laurką, rodzajem akademii ku czci, że udało się nam ściągnąć prymasa z piedestału i pokazać jego wielkość poprzez ukazanie trudnych wyborów, których w czasie wojny dokonywał, gdy z narażeniem własnego życia pomagał innym. W filmie ukazujemy chwilę, gdy widząc dogorywające powstanie, pełen zwątpienia Wyszyński zastanawia się, czy da radę, jest targany wątpliwościami i otrzymuje znak: nadpaloną kartkę z Biblii z cytatem: „Będziesz miłował”. Ależ to jest mocna scena! Zaniósł tę kartkę do kaplicy i powiedział siostrom: „Nic droższego nie mogła nam przysłać ginąca stolica. To najświętszy apel walczącej Warszawy do nas i do całego świata. Apel i testament… Będziesz miłował”.
Czego nauczył Cię porucznik Wyszyński?
Jego postawa w czasie okupacji jest dla mnie lekcją przebaczenia. Dopiero znając ten dramatyczny wojenny kontekst, można docenić przejmujące słowa orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich. Jego przesłanie dotarło do mnie w całej pełni dopiero w czasie pracy nad filmem, gdy zderzyłem się z potworną skalą okrucieństwa, którego doświadczało to pokolenie.
Pamiętam czas, gdy tańczyliście breakdance i byliście zanurzeni w kulturze hip-hopu. Dziś jeździcie po świecie z Waszymi filmami, m.in. „Szare Anioły”, o Franciszkanach Odnowy „Renewal”. Myślicie, że traficie z Prymasem Tysiąclecia do pogrążonej w wirtualnym świecie młodzieży?
Mamy taką nadzieję. Podjęliśmy wyzwanie. Pokazujemy, powtórzę raz jeszcze, człowieka z krwi i kości, a nie pomnik ze spiżu. Zdecydowaliśmy się na formę filmu pełnego akcji, dramatycznych wydarzeń. To film o wyborach, wątpliwościach, rozterkach. Powstańcy, nawet ci, którzy deklarowali się jako niewierzący, w obliczu śmierci czy utraty zdrowia wołali: chcemy zobaczyć Radwana! Umierali mu na rękach. Sam Wyszyński asystował przy amputacjach kończyn żołnierzy zarażonych gangreną. „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” to pełnometrażowy film fabularny. Został zrealizowany w naturalnych plenerach: w Zakładzie dla Ociemniałych w Laskach, na terenie Puszczy Kampinoskiej. Gdy pokazujemy scenę, w której jest 150 rannych z ataku na lotnisko bielańskie, to kręcimy to na tym samym piętrze, na którym latem 1944 roku działy się te dramaty! Ogromne ukłony w stronę wolontariuszy Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, które bardzo nam pomogło w realizacji filmu. Ci ludzie jechali często kilkaset kilometrów, by przez długie godziny w upale grać role statystów. Nie chcieli słyszeć o wynagrodzeniu, bo udział w filmie o prymasie traktowali jako zaszczyt.
Wykorzystaliście oryginalne stroje i rekwizyty należące do Radwana III?
Tak! Mieliśmy ogromne szczęście. Trzy dni temu przyleciały do nas trzy ornaty skrzypcowe, które należały w czasie wojny do ks. Wyszyńskiego. Cudem ocalały, przeszły drogę przez Podhale, Stany Zjednoczone… „Przypadkowo” wpadło w nasze ręce zwykłe pudełko po butach z napisem „Bańki”. Jak się okazało, zostało ono przez siostry z Lasek przerobione na teczkę sanitariusza, w której porucznik Wyszyński przenosił ampułki z lekarstwami. Znaleźliśmy oryginalne białe łóżka ze szpitala… Bardzo nam zależało na autentyczności tej opowieści.
Kto wcielił się w rolę księdza Stefana?
Ksawery Szlenkier. Gdy wpadł mi do głowy pomysł na film, od razu o nim pomyślałem. Nie tylko dlatego, że fizycznie bardzo przypomina młodego Wyszyńskiego (ma nawet stosowny pieprzyk na policzku). Poradził sobie z tą rolą znakomicie.
Nie bał się zaszufladkowania?
Nie. Podjął wyzwanie i doskonale przygotował się do tej trudnej roli. Podobnie było z Małgorzatą Kożuchowską, która gra matkę Różę Czacką. Musiała wejść w świat osób niewidzących, uczyła się gry ciała, układu rąk. W filmie zobaczymy też Idę Nowakowską jako siostrę Serafinę, Marcina Kwaśnego jako por. Zygmunta Sokołowskiego (ps. Zetes) czy Adama Fidusiewicza jako pchor. Stanisława Brzozę.
Kiedy odbędzie się premiera filmu?
17 września film powinien trafić do kin. Szykujemy również mocny teledysk z raperem Tau w roli głównej, który będzie promował produkcję.
Jak pracuje Ci się z bratem? Bez strat w ludziach? Kain i Abel nie byli dalekimi kuzynami…
Znakomicie! Różnimy się, ale i pięknie uzupełniamy. (śmiech) To nasza siła i przewaga – braterstwo. Cieszy nas fakt, że wyszło nam nie tylko z filmem. W zeszłym roku, 3 sierpnia, ze środowiskiem skupionym wokół filmu zainicjowaliśmy projekt, by rok 2021 był rokiem Stefana kard. Wyszyńskiego. Udało się! Trzeba pamiętać, że to zasługa młodzieży z całej Polski. Działamy dalej. Paradoksalnie jesteśmy zmotywowani faktem, że niewiele w polskim świecie kultury przygotowuje się na beatyfikację. Ponieważ nasz film będzie oficjalną promocją tego wydarzenia, czujemy społeczną presję. Ale dzięki temu to, co robimy, chcemy przygotować jak najlepiej. Prymas jest tego wart!•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się