Sobór Watykański II był ważnym wydarzeniem w dziejach Kościoła i ważnym dla kard. Stefana Wyszyńskiego doświadczeniem Kościoła powszechnego. Prymas Polski uczestniczył we wszystkich czterech sesjach Soboru Watykańskiego II, który odbywał się w latach 1962–1965.
W auli soborowej zabierał głos dziesięciokrotnie, dwukrotnie w sekretariacie soboru złożył pisemne uwagi do projektów dokumentów omawianych i przyjmowanych przez ojców soborowych. W listopadzie 1964 roku przekazał uwagi do projektu konstytucji o wolności religijnej, którą sobór przyjął po burzliwych dyskusjach, gdyż wielu ojców było przeciwnych uznaniu prawa każdego człowieka do wyboru przekonań religijnych. Prymas Polski nie tylko nie wnosił do tego zastrzeżeń, ale postulował pełną wolność aż po prawo do błądzenia. Kardynał Wyszyński nie tylko więc w Polsce rządzonej przez ateistyczną władzę walczył o prawo do wyznawania wiary i wolność dla Kościoła, nie tylko domagał się prawa wolnego wyboru wyznania dla każdego człowieka, ale chciał też uznania przez katolików, że mogą domagać się wolności dla siebie, o ile uznają wolność sumienia innych.
„Pojęcie »wolność religijna« bada się przede wszystkim od strony jurydycznej i negatywnie: nietykalność człowieka wobec prawnego i społecznego przymusu. (…) Za mało zaś mówi się o znaczeniu wewnętrznych aktów religijnych. Tymczasem jest to sprawa największej wagi. O istnieniu wolności religijnej dopiero wtedy można mówić, gdy wszyscy ludzie jako jednostki, czyli osoby i obywatele, każdemu człowiekowi przyznają prawo wierzenia i wyznawania według własnej woli każdego. Dzięki bowiem intymnej, wewnętrznej religijnej więzi z Bóstwem (lub z osobowym Bogiem) wolno wnioskować, że każda religia pod pewnym względem jest prawdziwa. Wyraża bowiem własną prawdę poszczególnego religijnego człowieka. Z tego powodu schemat deklaracji powinien stwierdzać, że każdej religii – wyłączając jedynie jej postać patologiczną – przysługuje godność i szacunek.
To, co powiedziano powyżej, nie wyklucza możliwości oświadczenia przez Święty Sobór, który nawet powinien stwierdzić, że w pełnym znaczeniu prawdziwą religią jest jedynie ta, którą Chrystus Pan objawił (por. 2 Tm 3,16) i swojemu Kościołowi przekazał, by jej strzegł. W naszych czasach bowiem droga, która prowadzi ludzi do poznania i uznania tej chrześcijańskiej religii, jest tą samą drogą, co za czasów Apostołów. Jest drogą »nauczania, przekonywania, poprawiania oraz wychowania w sprawiedliwości« (por. 2 Tm 3,16), łącznie z dobrą wolą ludzi, wspartą łaską Boga. Różne zaś postacie religii, istniejące wszędzie na świecie, należy traktować zgodnie ze słowami samego Chrystusa: »Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni« (J 10,16). To znaczy, że te owce żyły i wychowywały się nie na łonie wybranego ludu żydowskiego, lecz poza nim. Ci więc inaczej wierzący ludzie też zostali nazwani owcami, podobnymi do owiec żydowskich, lecz błąkającymi się bez dobrego Pasterza. Co więcej, te owce będą tak strasznie błądziły, »że każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu« (J 16,2). Jednakże nie należy z góry potępiać takich prześladowców; świadczy o tym przykład świętego Pawła, kiedyś Szawła, prześladowcy, który »nie wiedział, co czynił« (por. 1 Tm 1,13). Dlatego trzeba przestrzegać wolności błądzenia w sprawach religijnych, ponieważ korzeń jej tkwi w naturze ludzkiej.
Należy również przypomnieć, że określenia »błędny« i »prawdziwy« to pojęcia abstrakcyjne i teoretyczne. Żyjący zaś podmiot, człowiek, czyni je podmiotowo swoimi, przyswajając sobie to, co uważa za prawdziwe, dobre i godne w swoim sumieniu. Błędne jest zatem zdanie, że wolność religijna przysługująca wszystkim ludziom oznacza utożsamianie błędu z prawdą. Każdy poważny człowiek uważa, że jego własna religia jest prawdziwa, a wyznających inną [uważa] za błądzących. Człowiek bowiem powinien postępować zgodnie z własnym sumieniem – nawet wtedy, gdy ono błądzi.
Święty Kościół katolicki pragnie, aby zgodnie ze słowami Chrystusa Kościół w niedługim czasie stał się »jedną owczarnią« na całym świecie. Sobie samemu jednak oraz całemu światu musi udowadniać, że »żyje z wiary«. Oznacza to także przeświadczenie Kościoła, że z pomocą łaski Bożej może doprowadzić innych ludzi, przez dobry przykład oraz naukowo-religijną argumentację, do prawdy chrześcijańskiego Objawienia. Jeśli zasada »życia z wiary« będzie realizowana przez samych katolików, to niewątpliwie stanie się najlepszym środkiem wzmocnienia Chrystusowego Kościoła oraz powiększenia liczby wierzących.
Jeśli katolicy szczerze uznają wolność religijną wszystkich ludzi, to wtedy dopiero będą mogli żądać tej wolności dla siebie samych – zarówno ze strony wszystkich inaczej wierzących, jak i wszelkiej władzy publicznej.”
Wybrała Ewa K. Czaczkowska
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się