Nowy numer 38/2023 Archiwum

Pozostaje milczeć

Jest 19 grudnia 1965 roku. Prymas Stefan Wyszyński przed kilkoma dniami wrócił z Rzymu, po zakończeniu czwartej sesji Soboru Watykańskiego II. Tam 18 listopada biskupi polscy podpisali list do biskupów niemieckich.

Informowali w nim (jak w 55 innych skierowanych do episkopatów w różnych krajach świata) o tysięcznej rocznicy chrztu Polski i zapraszali do Częstochowy na obchody Millennium. List, w którym znalazło się omówienie długiej i trudnej wspólnej historii, szczególnie z powodu II wojny światowej i zmiany granic, kończył się słowami: „W tym najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu wyciągamy do was, siedzących tu, na ławach kończącego się soboru, nasze ręce oraz udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Władze PRL, z Władysławem Gomułką na czele, rozpętały ostrą kampanię przeciwko orędziu, biskupom i prymasowi Wyszyńskiemu. Dlaczego? Bo list zawierał propozycję pojednania, dialogu między narodami polskim i niemieckim, z wyłączeniem ZSRR, który występował z polskimi komunistami jako jedyny gwarant utrzymania Ziem Zachodnich i Północnych. Orędzie, utrzymane w duchu chrześcijańskim, ten monopol łamało. 19 grudnia 1965 r. wieczorem w archikatedrze warszawskiej prymas Stefan Wyszyński wygłosił bardzo przejmujące, osobiste kazanie nawiązujące do tego listu. 

„Gdy wróciłem do Polski, przywitano mnie całym tym jazgotem, krzykiem i hałasem. Pomyślałem wówczas: o co właściwie idzie? Czy dlatego jesteśmy tak szkalowani w prasie, na wiecach, na zebraniach, nawet na uniwersytecie, że napisaliśmy całą prawdę biskupom niemieckim? A może ta wrzawa dzieje się w ich obronie? Może za dużo napisaliśmy, zbyt jaskrawo powiedzieliśmy całą prawdę? Bo, na litość Bożą, o co właściwie idzie, nie wiemy!

Zarzuca się biskupom polskim, że swoich listów nie posłali do odpowiednich czynników. Nie ma takiego zwyczaju, aby listy pisane do określonych osób rozsyłać na wszystkie strony. List przeznaczony jest dla adresata, adresatem tym w naszym wypadku jest episkopat niemiecki. Wy też, gdy piszecie listy do kogokolwiek, kierujecie je do określonych osób, a nie do całego świata. I my nie mieliśmy takiego obowiązku. Ale nawet gdybyśmy chcieli ogłosić nasze listy, to co by z nimi zrobiła cenzura, jeżeli nawet w piśmie „oficjalnym” dokonano tylu najrozmaitszych „poprawek” i skreśleń. Czy wtedy list byłby autentyczny? Mając przed sobą taką perspektywę, wolę milczeć.

Dlatego też i dzisiaj, drodzy moi, mówię tylko tyle. Nie zamierzam polemizować! Nie będę na tym poziomie prowadził polemiki, bo to nie jest w ogóle poziom. Wam tylko, jako dzieciom moim, wyjaśniam, aby uchronić was od zgorszenia czy nieufności. Wiemy, że prasa jest potężna, zwłaszcza gdy nie mamy pism katolickich, w których można by wyjaśnić, jak w rzeczywistości sprawa wygląda. Pozostaje więc milczeć. I dlatego się nie odzywam. Czekam, aż ludzie zaczną mówić prawdę, aż wystygną w złości, której są tak pełni!

W roku przyszłym będzie dwadzieścia lat, gdy jestem biskupem katolickim. Jeszcze o sobie w prasie polskiej tego okresu nic dobrego nie wyczytałem! Ja muszę być zawsze „złym człowiekiem”, nawet wtedy, gdy czynię dobrze! (…) Już tyle naczytałem się o sobie najrozmaitszych oszczerstw w ciągu tych lat dwudziestu, tyle przeczytałem zorganizowanych przeciwko sobie kampanii, jakie toczyło się z człowiekiem, który nie chce walki. Uważają za wroga człowieka, który nie ma wrogów i który nie chce uważać się za niczyjego wroga. Ale robią ze mnie wroga, bo taki jest program, i tak musi być! Co na to poradzić? Pozostaje tylko… milczenie. (…)

Nie raz i nie dwa mówiliśmy wyraźnie – za co byłem napadany przez prasę niemiecką na przestrzeni tylu lat – że w poglądach na granicę zachodnią Polski nie ma różnic między tymi, co rządzą, obywatelami i biskupami. Jasno, wyraźnie to mówię i mówiłem wiele razy, przez co byłem napastowany przez prasę niemiecką. Dzisiaj za to samo jestem napastowany przez prasę krajową. A dlaczego, tego nie rozumiem.

Nie spodziewam się, najmilsi, dla siebie niczego dobrego. Tylko was proszę o jedno: miejcie odrobinę zaufania do swojego biskupa, który umiał walczyć, gdy było potrzeba, w obronie ojczyzny. Jestem także żołnierzem. Brałem udział w powstaniu. Nosiłem na swoich ramionach rannych żołnierzy, czyniłem wszystko, co trzeba, a co sumienie Polakowi robić kazało. I jestem przekonany, że na to, co dziś przeżywam, nie zasłużyłem sobie w mojej ojczyźnie. A jeżeli się tak dzieje, to w imię Boże wszystkim swoim oszczercom – bo inaczej ich nazwać nie mogę – przebaczam. Niech oni to wiedzą, że im przebaczam, jak przebaczam wszystkim, którzy usiłują moją prawdę na swój sposób przedstawić. Tak czyni chrześcijanin, a ja chcę być chrześcijaninem. Mam być dla was wzorem, jak postępuje chrześcijanin (…).”

Wybrała Ewa K. Czaczkowska

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast